„Wiele rzeczy wynikło z mojej przewrotności” – Wywiad z Jaromir Kopp znany jako „Mac Wyznawca”

Naszym rozmówcą jest Jaromir „Mac Wyznawca” Kopp, dziennikarz, bloger, programista – dinozaur w Macowym środowisku.
– Skąd ksywka Mac Wyznawca?
– Samozwańcza, sam ją sobie nadałem, ale nie bez powodu. Wiele mówiło się o „wyznawcach Apple” zazwyczaj w sensie pejoratywnym. Tutaj, nie pierwszy zresztą raz, objawiła się moja przewrotność. Nazwałem się tak, dodatkowo podkreślając, że jestem Fan–oldboyem Apple. Bycie wspomnianym dinozaurem wiąże się z tym, że interesowałem się komputerami Apple, zanim świat ujrzał pierwszego iPhone’a, a nawet iPoda nie mylić z iPadem.
– A Twój blog?
– Tym razem wynikało to z czegoś innego niż przewrotność. Czytałem blogi innych autorów o znanych nawet dziś w środowisku nazwiskach i widziałem, że zaczęli się interesować tematyką dopiero od czasów iPhone’a. Nie chodzi o to, że były źle pisanie, bo nie były. Tylko, że ja wychowałem się w domu o tradycjach technicznych i zawsze byłem bardziej „inżynierem” niż humanistą.
Od zawsze się interesowałem technologią, co przejawiało się np. majsterkowaniem i budową modeli latających w czasach „przed-komputerowych”. Tego technicznego podejścia mi we wspomnianych blogach brakowało. Opisywanie jakie zdjęcia robi iPhone, uznałem za trochę powierzchowne. Mnie interesowało, na jakiej zasadzie to wszystko działa. Takiego bloga bardzo mi brakowało. Skoro u innych autorów nie znalazłem takich informacji, a często treści były wręcz błędne zdecydowałem, że zacznę o tym pisać sam.
– Jednak poza byciem blogerem zdecydowałeś się zostać dziennikarzem.
– Tak. Na początku Apple Userzy to nie było bardzo liczne środowisko. Faktycznie większość pierwszych miłośników Apple w Polsce się znała. Jak nie osobiście to z listy mailingowej o nazwie Szarlotka. Dzięki niemu poznałem Jerzego Bebaka, który środowisko integrował, organizując np. Mac Warsztaty. Bywały oczywiście wspólne spotkania, imprezy. Zostałem też poproszony o napisanie testu publicznej bety Mac OS X dla miesięcznika Chip. Ukazała się ona w marcowym wydaniu w 2001 roku.
Mój blog powstał znacznie później, około 2011 roku już, po moim powrocie do programowania. Po jakimś czasie dorobiłem się opinii, że umiem pisać, choć mam problemy z ortografią. Potem przyszło zaproszenie do MyApple, gdzie zamieszczałem artykuły przez ponad rok. W międzyczasie z powodu pewnego nieporozumienia i zamieszania rozpocząłem współpracę z Mój Mac Magazynem i magazynem MyApple jednocześnie. Ta pierwsza trwa do dziś.
– Jak zatem zaczęła się Twoja przygoda z Apple?
– Przyznam się, że rozbieg miałem dość długi. Jak sam zauważyłeś, jestem w środowisku dinozaurem. W czasach, kiedy w Polsce pojawiały się pierwsze komputery, byłem już ich świadomym użytkownikiem. Zacząłem od Atari. Czyli mówimy tu o pierwszej połowie lat 80. Co starsi pamiętają, że we Wrocławiu działała wówczas sprawnie giełda komputerowa, której byłem stałym bywalcem, a nawet miałem tam swoje stoisko. Ponieważ na początku nie było mnie stać na magnetofon do Atari, „skazany” byłem na programowanie. To jednak w komputerach najbardziej mnie interesowało.
Następnym moim sprzętem było oczywiście Atari ST. Był to okres „wojen klanów”, czyli fani Commodore i Atari rywalizowali, zachwalając możliwości swoich komputerów. Oczywiście byłem wtedy rycerzem Atari. Jednak pewnego dnia na giełdzie komputerowej ktoś podszedł i zaoferował 500 USD za moje ST. Skusiłem się, licząc na upgrade do 1040 ST, jednak nie wytrzymałem i tego samego wieczora kupiłem Amigę za 410 USD. I się w niej zakochałem do tego stopnia, że wstąpiłem do grupy Zack Team i z kolegami robiliśmy dema. Na Amidze programowałem też w C.
W tym czasie w prasie komputerowej czytało się o Apple jak o nieosiągalnym Świętym Gralu. Jednak okazało się, że kolega amigowiec pracuje w firmie, gdzie używają komputerów Mac. Poszedłem go odwiedzić i przez kilka dni nie mogłem przestać mówić i myśleć o komputerze. Miał jednoklawiszową mysz, wypluwał dyskietki po przeciągnięciu ich ikony na śmietnik oraz łączył się z innymi w sieć za pomocą prostego kabelka. Szczęśliwym trafem niedługo potem zmieniłem studia na zaoczne i zatrudniłem się do pracy w tej firmie.

– Słyszałem, że Commodore „wykręcił” Ci niezły numer?
– Tak. Commodore ogłosił bankructwo w moje urodziny. To oznaczało, że nowszych Amig już nie będzie. Przez rok amigowcy żyli jeszcze nadzieją, ale skrycie szykowałem się do przesiadki. Tradycyjne PC-ty odpadały, bo były dla mnie wcieleniem zła i to bez prawdziwego systemu okienkowego. Choć w domu używałem Amig, jednocześnie w pracy mogłem korzystać z Macintoshy. Gdy nadzieja opadała, sprzedałem wszystkie swoje Amigi, co wystarczyło na zakup jednego Macintosha LC 630. Następnym komputerem Apple był… „Macblaszak”.
Po prostu udało mi się okazyjnie kupić wnętrzności PowerMac 6100, które z ogromną pomocą Taty, wpakowaliśmy do obudowy od PeCeta. Dokleiłem na obudowie logo Apple i tak powstał „klon”. Kolejna była „Macfarelka”. Złożyliśmy sprzęt, gdzie przód obudowy był wykonany z przeźroczystego tworzywa. To było dwa lata przed pojawieniem się pierwszego przeźroczystego komputera od Apple, czyli iMaca G3. Niestety, nie opatentowałem swojej „Macfarelki” (śmiech).
– Tak się zaczęła przygoda z Apple?
– Tak i trwa do dziś. Od początku używałem Maca do prac graficznych, DTP i składu. Jednak po jakimś czasie przebranżowiłem się i zacząłem handlować akcesoriami komputerowymi oraz Wi-Fi, w czym bardzo pomagał mi Mac i FileMaker, w którym napisałem mój system obsługi zamówień.
Praca z FileMakerem była wtedy jedynym przejawem programowania. Powrót do prawdziwego kodowania nastąpił rok po zakupie pierwszego iPhone’a, gdy nie bez trudu wykupiłem konto deweloperskie Apple. Czy wiesz, że wtedy, aby je opłacić musiałem wysłać faksem dane mojej karty kredytowej do Cupertino? To był 2009 rok.
– Pierwszego iPhone’a też składałeś z części (śmiech)?
– Nie, choć gdyby była taka możliwość, to pewnie bym próbował. Zacząłem od 3G, bo ten był jako pierwszy dostępny w Polsce. Wziąłem go jak wszystkie potem w abonamencie. Potem był 3GS, mniej więcej po kolei następne modele, aż zatrzymałem się na 7 Plus. iPada miałem i mam pierwszego oraz Air 2. Do tego doszedł Apple Watch.
Jednak podstawą są zawsze komputery Apple. Obecnie pracuję na MacBooku Air i7 z 2013 roku. W domu są jeszcze sprawne: MacBook z 2007 oraz iBooki G3 i G4z 2002 i 2004 roku.
Do tego Apple TV i wiele akcesoriów HomeKit. Zresztą HomeKit jest obecnie dla mnie najważniejszy. Udało mi się uzyskać dostęp do MFI i zostałem „legalnym” deweloperem HomeKit Apple. Opracowuję i programuję własne akcesoria smart home i marzę o wprowadzeniu ich do produkcji, co z powodu wymogów Apple i obowiązkowych testów nie będzie łatwe.
– W rozmowie z Krzysztofem Banasiakiem z FIBARO mogliśmy się dowiedzieć jak bardzo wymagającym, ale też kosztownym jest proces stworzenia produktu zgodnego z MFI i spełnienie wymagań Apple. Jak to wygląda z Twoje strony? Nie porywasz się na coś nieosiągalnego dla hobbysty?
– Apple dzieli „licencje” HomeKit na deweloperskie i produkcyjne. Ja wystarałem się o tą pierwszą, druga jest konieczna dla firmy produkującej urządzenia. Może być tak, że jedna firma projektuje, druga produkuje. Jasne, że mam obawy, zwłaszcza co do kosztów testów, ale jeżeli opracuję dobry produkt, to powinno się znaleźć jakiś sposób na to.
– Jak wygląda procedura uzyskania dostępu do MFI?
– Jest stosunkowo prosta. Opisałem ją w moim cyklu „Jak zostać deweloperem HomeKit…” w Mój Mac Magazynie. Po zgłoszeniu do Apple i wyborze rodzaju licencji, firma musi przejść weryfikację realizowaną przez niezależną, wskazaną przez Apple instytucję. Ta weryfikacja jest płatna (w okolicach 100$) i polega na potwierdzeniu, że Twoja firma istnieje pod wskazanym adresem i stacjonarnym numerem tel. oraz figuruje w odpowiednich rejestrach urzędowych. Po uzyskaniu licencji, można rozpocząć starania o dostęp do certyfikowanych bibliotek HomeKit od producentów mikrokontolerów.
– Rozumiem, że masz już jakieś prototypy swoich urządzeń HomeKit. Powiesz o nich coś więcej?
– Mam ich całkiem sporo. Aby wykorzystać tanie urządzenia, które już mam, opracowałem bramkę, która jednocześnie pełni rolę „stacji pogody” z wyświetlaczem. Dodatkowo łączy się do sieci za pomocą Wi-Fi, co eliminuje największe wady bramek w oczach użytkowników: podłączanie do routera kablem oraz „bezużyteczność” samej bramki. Opracowałem od podstaw (projekt elektroniki płytki i oprogramowanie) własne sensory pogodowe, przyciski do sterowania i czujnik ruchu. Dodatkowo napisałem oprogramowanie dla gotowych popularnych przełączników. Akcesoria komunikują się bramką za pomocą wymyślonego prze zemnie protokołu opartego na ESPNOW.
– Skąd takie zainteresowanie w Tobie automatyką działająca właśnie w HomeKit? Przecież jest tak wiele systemów na rynku oferujących dużo większe możliwości?
– Używam tylko sprzętu Apple inne systemy mnie nie interesują. Tylko HomeKit tak wysoko stawia prywatność i bezpieczeństwo. To dlatego tak kłopotliwe jest wprowadzenie zgodnych z nim produktów. Dodatkowo HomeKit uwalnia użytkownika od konieczności wyboru konkretnej firmy czy standardu. Wystarczy, że będzie dobierał akcesoria z logiem HomeKit. Nie sądzę, aby jakiś inny system oferował coś więcej poza ew. niższą ceną.
– Rozumiem, że „jara” Cię projektowanie urządzeń do automatyki. Ale czy sam mieszkasz w inteligentnym domu? Jakich rozwiązań używasz? Jakie planujesz? Co uważasz za zbędne?
– Oczywiście testuję na sobie. Poza swoimi urządzeniami mam Fibaro The Buton, żarówki Ikea (9) i Nanoleaf (2). Resztę oświetlenia steruję już swoimi przełącznikami. Dodatkowo mam kilka samodzielnie zrobionych ozdobnych lamp lugallery.com, termostat do bojlera, z którego jestem bardzo zadowolony, przyciski do sterowania światłem i scenami oraz sensory temperatury, wilgotności i jasności. Oczywiście z racji upałów sterowanie wentylatorami i kilkoma gniazdkami też. W sumie ponad 30 własnych akcesoriów.
– Jak oceniasz rozwiązania HomeKit na obecnym etapie rozwoju? Czy jest to pełnoprawne rozwiązanie domowej automatyki? Czy mając dom, którym chciałbym zautomatyzować, polecałbyś mi zrobić to na urządzeniach HomeKit?
– Teraz już tak. Od ponad roku HomeKit przeżywam ogromny boom, a akcesoriów pojawia się bardzo dużo. Potentaci jak Ikea powodują, że ceny też stają się bardziej przystępne. Jak już wspominałem, najważniejsze jest to, że możemy „mieszać” urządzenia od rożnych firm. Rzadko się zdarza, że jeden producent ma wszystkie potrzebne nam rozwiązania, a jak już ma to nie wszystkie są równie dobre.
– Jakie według Ciebie HomeKit ma dziś ograniczenia, a jakie zalety względem konkurencyjnych rozwiązań?
– W zasadzie te „inne rozwiązania” to tylko Google Home, gdzie każdy może robić swoje zabawki, a procedury bezpieczeństwa ograniczają się do założenia specjalnego konta w Google oraz Amazon, który znów nie działa u nas i też ma sporo za uszami, jeżeli chodzi o bezpieczeństwo. Ważne jest, aby nie zestawiać HomeKit kontra np. Z-Wave, jak to robi Fibaro. To, że firmie się nie chce lub nie potrafi dodać do swojego mostka zgodności z HomeKit, nie znaczy, że się nie da. Są firmy np. Gardena, która swój system również oparty na Z-Wave wzbogaciła o HomeKit. Tak samo ZigBee używany przez Philipsa i Ikeę też da się „pożenić” z HomeKit. Oczywiście wszystko pod czujnym okiem Apple.
– Wygląda jednak na to, że miałeś w ręku wszystkie rodzaje urządzeń z nadgryzionym jabłkiem.
– Nieprawda. Nigdy nie miałem oryginalnego iPoda (śmiech), jedynie dwie „szufelki”.
– Ciekawi mnie Twoje zdanie na temat iPadów. Powiedziałeś, że masz pierwszego, który oczywiście był wielkim „wow”, kiedy w 2010 roku prezentował go Steve Jobs oraz Air 2, pierwszy z Touch ID, po którym pojawiło się wiele kolejnych modeli. Patrząc na to, co przynosi iOS 13, mam wrażenie, że Apple chce, aby iPad stał się na siłę komputerem, ponieważ stał się produktem mało dziś komu potrzebnym. (są iPhony z dużymi ekranami) Do czego ty używasz tabletu? Jak często? Czy masz go, bo masz, czy rzeczywiście jest urządzeniem przydatnym i Tobie potrzebnym? Jaką widzisz przyszłość dla iPada?
– iPad jest pełnoprawnym komputerem dla większości z nas, tylko ciężko nam zmienić przyzwyczajenia. Gdy na zajęcia z seniorami, które przez 2 miesiące prowadziłem udało mi się zdobyć na tydzień iPady, to potem seniorzy nie chcieli wracać do komputerów (z Windowsem). Oni nie nabyli jeszcze „złych, komputerowych” nawyków. Podobnie jest z dziećmi, które nie zostały „skażone” komputerem. Niestety na razie iPad nie nadaje się do programowania, które uprawiam. Gdyby nie to chętnie odstawiłbym MacBooka, ale pewnie i takie czasy nadejdą. Zobacz zaangażowanie IBM, SAP, GE, CISCO we wsparcie dla iOS, ze szczególnym uwzględnieniem iPadów. Te firmy nie mogą się mylić. Pomału iPady zastępują jako „końcówki” komputery, nawet w firmach.
– A co sądzisz o Androidzie?
– Dla mnie może nie istnieć. Na szczęście obecnie nie muszę rozglądać się za alternatywą, bo Apple ma się dobrze i raczej nie zbankrutuje tak jak Commodore. Przy okazji warto pamiętać, że w czasie, gdy zainteresowałem się Macami, Apple był niemal bankrutem i przynosił setki milionów strat kwartalnie. Na szczęście wtedy o tym nie wiedziałem.
– Czy jest coś, co w aktualnym kierunku Apple Ci się nie podoba? Martwi? Może czegoś Ci brakuje?
– Był taki czas, gdy komputer Apple mógł być uważani za tani. Może nie w Polsce, ale w USA. Taki iMac G3 (pierwszy) kosztował mniej niż odpowiadający mu podobny zestaw. Teraz Apple się chwali, że nie da się złożyć PeCeta tańszego od zapowiadanego Mac Pro o takich samych możliwościach, portach itp. Pewnie mają rację, jednak komputery Apple nie są już tak dostępne jak kiedyś. To samo tyczy cen iPhone’ów. Jedynie iPady i Apple Watch oraz Apple TV jakoś się bronią i oby to się nie zmieniło. Martwiło mnie też poszerzanie oferty, jednak po ostatnich zmianach w MacBookach i eliminacji zbędnych modeli mam wrażenie, że ktoś się tam opamiętał.
– Używasz dziś iPhone’a 7+. Nie ciągnie Cię do czegoś z nowszego? Z Face ID? Jak oceniasz nowe modele pozbawione Home i Touch ID na rzecz Face ID?
– Używam, bo nie mam środków na nowego, a 7 Plus działa bardzo dobrze. Ten długi okres przydatności iPhone’ów i innych urządzeń od Apple, był wskazywany przez Cooka jako powód zmniejszenia sprzedaży. Jak widać miał Tim Cook rację.
Planujesz przesiadkę na nowszy model? Czekasz na coś konkretnego w modelu XI?
– Gdybym tylko zdobył trochę dodatkowej kasy, to na pewno. Jednak teraz raczej tylko na zmianę zegarka się szykuję. Apple Watch to obecnie mój ulubiony sprzęt od Apple. Naprawdę ciężko się mi z nim rozstać, a wciąż używam modelu s2.
– Jesteś programistą SWIFT. Czy trudno jest się nauczyć programowania w tym języku?
– To dziwny język. Jednocześnie bardzo prosty, jeżeli zaczynamy z nim przygodę o czym świadczą kursy na ipada dla przedszkolaków i dzieci z podstawówki, ale potrafi być potwornie rozbudowany, jeżeli zaczniemy się w niego wgłębiać. Dla każdego coś miłego. Prostota, aby zacząć, a potem ogromne możliwości, jeżeli zechcemy po nie sięgnąć.
– Miałeś już doświadczenie w programowaniu, więc podejrzewam, że nauka SWIFT nie była dla Ciebie dużym wyzwaniem. Ale jeżeli ktoś chciałby dziś zacząć programować w SWIFT od zera, w jaki sposób powinien się do tego zabrać?
– Dla dzieci i młodzieży polecam Swift Playgrounds. Dla bardziej zaawansowanych Xcode i trochę szperania w przykładach dostępnych w sieci. Przy okazji dodam, że moje „kochane” mikrokontrolery „homekitowe” programuję w czystym C.
– Dziękuję za rozmowę
BIO

Jaromir Kopp - Użytkownik komputerów Apple od 1991 roku. Dziennikarz technologiczny, programista i deweloper HomeKit. Propagator przyjaznej i dostępnej technologii, wyczulony na potrzeby osób niepełnosprawnych i starszych. Tworzy w języku Swift aplikacje na platformy macOS, iOS, tvOS oraz systemy bazodanowe FileMaker. Prowadzi zajęcia z programowania dla dzieci i młodzieży. Autor książki o serwerach NAS „Mój QNAP” oraz poradnika moacOS Mojave. Projektuje, programuje oraz samodzielnie wykonuje prototypy urządzeń Smart Home. Jeździ rowerem.