Monster posiada w swojej ofercie doskonałe zestawy słuchawkowe o różnorodnym strojeniu, dzięki czemu potrafi swoimi produktami zadowolić każde gusta. Model N-TUNE to słuchawki stworzone  z myślą o młodych, zbuntowanych i zwariowanych słuchaczach, dla których jakość dźwięku jest równie ważna co potężne dudnienie tuż przy samym uchu.

To są słuchawki dla młodych. Bez dwóch zdań. Dostępne w kilku wariackich kolorach, jak zielony, czerwony czy różowy. Wykonane z super wytrzymałego materiału, z którego produkuje się oprawki najdroższych okularów. Można ja z powodzeniem wyginać, a nawet na nich usiąść. Gwarancja, że się nie połamią? Oficjalnie jej nie ma, ale tak, testowałem je i na taką ewentualność. Siadałem, stawałem, wyginałem. Wszystkie testy przeszły bez szwanku.

Mamy więc buntownicze kolory, odporność na niesforność dzieciaków i dźwięk, który zadowoli nawet najbardziej żądnego basu człowieka na świecie. Panie i Panowie – przedstawiam najnowsze potwory dźwięku – Monster N-TUNE.

Zestaw, który otrzymałem był w kolorze wściekłej czerwieni. Tak samo wściekłej jak niskie rejestry, które podczas odsłuchu mi towarzyszyły. N-Tune to słuchawki typu pół-otwartego, a więc nie nachodzą nam na głowę, a jedynie w całości okrywają małżowiny.

Dzięki temu mamy wrażenie, jakby dźwięk był tuż przy nas, przeszywając nas co jakiś czas donośnym mruczeniem przez całe ciało. Wrażenia są porównywalne do zestawów dokanałowych. Nie ma jednak przy tym przeszkadzającego wielu słuchaczom efektu przytkania uszu i gardła. Ten komfort użytkowania dla wielu amatorów porządnego pieprznięcia może być tu ogromną zaletą.

Zestaw sprzedażowy Monster N-TUNE

Dotarł do mnie trochę ograbiony z dodatków. W opakowaniu znalazł się przewód JACK 3.5mm wpinany do lewej komory z klawiszem zarządzania połączeniami głosowymi, woreczek do przechowywania i kilka dokumentów. Z informacji, które udało mi się znaleźć dowiedziałem się, że zabrakło chociażby przewodu MFI, oferującego sterowanie gadżetami marki Apple. Szkoda, tym bardziej, że słuchawki towarzyszą mi głównie w parze z iPhonem, iPodem Classic lub iMakiem. Dużo rzadziej podczas odsłuchu na posiadanym wzmacniaczu. Całe szczęście brak dedykowanego przewodu w żaden sposób nie wpłynął na jakość reprodukowanego dźwięku.

Dołączony przewód się nie plącze, jest bardzo przyjemny w dotyku i odpowiednio długi do tego, by słuchać muzyki z komputera czy telefonu, który mamy schowany w kieszeni spodni. Słuchawki jak wspomniałem są nietuzinkowe. Możemy przebierać w naprawdę ciekawych kolorach. Lakier jest mocno błyszczący więc bardzo trudno je ukryć przed światem zewnętrznym. Mocno rzucają się w oczy i bardzo dobrze, bo wykonane są bardzo dobrze i jest się czym chwalić.

Budowa

Pałąk jest bardzo giętki i wytrzymały. Od wewnętrznej strony został wyłożony gumowanym tworzywem dla mniejszego poślizgu, dzięki czemu nie ma mowy o tym, aby zsuwały się z głowy. Co ważne, guma nie ciągnie nam włosów. Taki zabieg w przypadku tego zestawu był zresztą konieczny, gdyż zestaw niezbyt mocno dociska nam się do głowy. Bez dodatkowych ?stabilizatorów? pewnie by nam spadał podczas chodzenia. Brak ucisku sprawia, że komfortowo będzie się z nich korzystało osobom o smukłej twarzy, jak i tym o pełnej buzi. W tej kwestii są bardzo uniwersalne. Dodatkowo pałąk jest regulowany.

Muszle wyłożone są nieco twardymi piankami obitymi sztuczną skórą. Uszy się nie pocą, same pianki dość dobrze izolują nas od zewnętrznych dźwięków (oczywiście na tyle, na ile pozwala zastosowana tu konstrukcja).

Lewa muszla posiada wejście JACK 3.5mm. Słuchawki nie wspierają dobrze znanej u tego producenta funkcji share, która pozwala na podłączenie 5 zestawów dźwiękowych szeregowo, bez utraty jakości dźwięku. Byłem tym faktem nieco zdziwiony, bo kto, jak nie młodzi mieliby z tego korzystać?

Odsłuch

Jak to już tradycyjnie u marki Monster bywa, nie znajdziemy nigdzie żadnych szczegółów technicznych zastosowanych przetworników. Monster jasno stwierdził, że słuchawki trzeba założyć na głowę by się dowiedzieć jak grają, a nie czytać suche liczby. Co więc słychać po założeniu N-Tune na uszy? To co na pierwszy rzut ucha się tu rzuca to potężny bas. Testując te słuchawki ma się wrażenie, że niezależnie czy włączymy jakieś mocne Techno, Pitbulla czy Mozarta, to słuchawki i tak będą mocno walić po bębenkach w uszach.

Niskie rejestry są tu wszechobecne. N-TUNE zachwyci wszystkich fanów muzyki klubowej i czarnych hip-hopowych rytmów. Rozczaruje amatorów delikatności, kobiecych głosów, ballad. Tu każda nuta jest podbita ku dołowi. Każdy utwór zyskuje oprawę murzyńskiego grania, solidnego tąpnięcia. Możesz słuchać bożonarodzeniowych kolend albo piosenek Majki Jeżowskiej, a i tak będziesz miał wrażenie, że jesteś na koncercie u Davida Guetty albo na imprezowym jachcie Pitbulla.

Bas jest tutaj mocny i ciężki. Dla osoby nieprzyzwyczajonej do takiego zestrojenia, korzystanie z słuchawek N-TUNE może być po dłuższym czasie dość męczące. Słuchawki oferują dość wąską scenę skupioną głównie na dole. Góra i średnica jest nienaturalnie uwypuklona, co momentami sprawia, że dźwięki zaczynają ze sobą konkurować, czasem nieco tracąc harmonię.

Podsumowując o Monster N-TUNE

Słuchawki Monster N-TUNE są synonimem basu, czarnego rytmu i muzyki klubowej. Grają świetnie, potężnie i zachwycają drzemiącą w nich mocą. Niestety dla takiego słuchacza jak ja są na dłuższą metę dość męczące. Nie jest to na pewno zestaw dla mnie. Nie wątpię jednak, że znajdzie wielu nabywców, dla których to głębią i jakość dźwięku są najważniejsze.