Recenzja iPhone XS Max – Wielki. Szybki. Piękny.
Po ogromnej rewolucji w konstrukcji iPhone’a jaką mieliśmy podczas premiery modelu X, Apple zgodnie ze swoim cyklem premier zaprezentowało jego następcę oznaczonego jako „S”. iPhone 10 S, bo o nim mowa, to nieco ulepszony konstrukcyjnie poprzednik, którego nazywanie następcą niestety wciąż nie przechodzi mi przez gardło. Wszystko z braku jasno zarysowanych różnic między starym, a nowym. Dlatego by choć trochę poczuć „nowość” wybrałem model MAX – większego brata podstawowej wersji i do przeczytania recenzji tego modelu zapraszam.
Kto naiwnie oczekiwał fajerwerków podczas premiery następcy iPhone’a X, ten na własne życzenie się rozczarował. Cykl premier iPhone’a od 11 lat z małą nieścisłością przy premierze iPhone’a 8 i 10, które nieco zaburzyły ten porządek, nieprzerwanie jest taki sam. Najpierw nowy model, później w niezmienionej formie, nieco ulepszony model S. Tak było i tym razem. Natomiast jeszcze nigdy model „S” nie był tak „mało inny”, żeby nawet jego producent miał problem z zakomunikowaniem i wyraźnym wypunktowaniem jego nowości, lepszości i inności.
Niesamowity. Piękny. Zupełnie inny, ale jednak dobrze mi znany. Recenzja iPhone X
Gdyby nie pojawienie się modelu MAX, to w zasadzie premiera XS mogłaby przejść równie bez echa, co w przeszłości wprowadzenie Apple Watcha w wersji S1, zastępującego ten z wczesnej premiery, oznaczonego jako S0. Tak tu i w nowych smartfonach Apple największą różnicą jest to co niezauważalne – „bebechy”. Bo trudno nazwać przełomowym dodanie nowego, złotego wariantu obudowy czy funkcji ręcznego sterowania rozmyciem tła, realizowanego wyłącznie programowo, czego z powodzeniem można by dokonać pewnie także w X. Tylko po co, jak można to sprzedać w nowym smartfonie? Niezaprzeczalnie w XS brakuje czegoś, co może skłonić dotychczasowych właścicieli modelu X do zmiany go na nowszy. Czegoś małego, ale jednak tak spektakularnego jak Touch ID, które pojawiło się w 5S, który zastępował iPhone’a 5 czy chociaż 3D Touch w 6S, który zastąpił model 6.
Niezrozumiały jest także w zasadzie brak różnic pomiędzy modelem XS, a znacznie droższym XS MAX. Patrząc na wersję MAX jak na następcę serii Plus, oczekiwałbym jakiegoś wyróżnika jak to do tej pory miało miejsce w 6+, 7+ czy 8 Plus. W końcu to w modelu 7 Plus po raz pierwszy mieliśmy podwójny aparat, którego zabrakło w siódemce czy ósemce. W końcu to w 6S Plus mieliśmy optyczną stabilizację, której nie było w szóstkach. Natomiast XS MAX od modelu XS różni się wyłącznie wielkością i pojemnością baterii, która i tak nie do końca przekłada się na dłuższy czas pracy. Ale zacznijmy od początku.
Pierwsze wrażenie?
Jeżeli iPhone XS to dla Was pierwszy telefon bez Home’a, który Apple porzuciło wraz z iPhonem 8, to zapewne będziecie, po pierwsze, przez kilka dni zdezorientowani, a po drugie pod ogromnym wrażeniem. iPhone XS podobnie jak jego poprzednik to według mnie najładniejszy i najlepiej wykonany telefon na rynku. OK, Samsung też robi całkiem przyzwoicie wyglądające i dobrze wykonane smartfony, szczególnie te flagowe modele, jednak w iPhonie połączenie materiałów, jak i same materiały robią zupełnie inne wrażenie niż one.
Stalowa rama dość złudnie, ale jednak, sprawia wrażenia solidności. Natomiast krystalicznie połyskujące szkła są połączone z korpusem z taką precyzją, że ma się wrażenie trzymania monolitycznej konstrukcji, pozbawionej łączeń. Dosłownie trudno się nią nie zachwycić.
Apple chwali się przy tym, że zastosowane szkło w XS, to najtwardsze szkło jakie do tej pory zostało użyte w smartfonie, a dokładnie szóstą odsłonę Gorilla Glass firmy Corning. Uprzedzam, nie zamierzam tego celowo sprawdzać, tym bardziej, że także te u poprzednika miało być prawie niezniszczalne. Jak wyszło? Chyba każdy wie. Jeżeli nie, to może lepiej nie pytajcie, ile kosztuje naprawa, gdy tył się zbije… czasem lepiej żyć w nieświadomości… 😉
Telefon po wzięciu do ręki od razu sprawia wrażenie sporego, ale niezbyt dużego. Nie wyobrażam sobie jednak dodania choćby pół cala więcej do tej konstrukcji. Gabarytowo telefon jest porównywany do poprzednich Plusów. Zyskujemy jednak o cal więcej przestrzeni roboczej na ekranie kosztem szerokich, niewykorzystanych ramach w Plusach.
Wybierając model Max w zasadzie o możliwości obsługi telefonu jedną ręką musicie zapomnieć. I nie pomogą w tym żadne cuda w postaci „zrzucania” ekranu itd. Telefon jest za szeroki. Trzymając go w prawej ręce, nie sięgam kciukiem do lewego rogu ekranu. Tak, chodzi mi o ten dolny. Próby dotknięcia górnego nawet nie podejmowałem, bo to byłaby już czysta ekwilibrystyka.
Gwiazda wielkiego ekranu
Mimo tak monstrualnych rozmiarów, w codziennym użytkowaniu telefon sprawdza się dobrze, pod warunkiem, że możemy pozwolić sobie na obsługę dwoma rękoma. Apple reklamuje swoje urządzenia jako „gwiazdy wielkich ekranów”. I nie ma w tym odrobiony przesady. Nawet „mała” wersja „nie-Max” może się pochwalić przekątną 5.8 cala. To na prawdę wielki ekran.
Natomiast testowany Max wyposażono w wyświetlacz aż 6.5 calowy. Jest gigantyczny. Co prawda notch w dalszym ciągu odcina nam kawałek rozciągniętego na całą powierzchnię ekranu filmu, jednak nie jest to ubytek rażący, w pewnym momencie użytkowania nawet niezauważalny.
Rozdzielczość jaką oferuje, to 2688 x 1242 piksele, co przekłada się na zagęszczenie 458 pikseli na cal. Świetny wynik, który gwarantuje nieskazitelnie ostry obraz. Jabłkowa Super Retina HD to w dalszym ciągu panel typu OLED charakteryzujący się kontrastem 1000000 :1.
Nie zabrakło w nim technologii TrueTone, 3D Touch oraz HDR. Co prawda po sieci krążą porównania ekranów i zdarza się, że jedne są bardziej białe, inne bardziej żółte, a jeszcze inne nawet różowe, to nie mając możliwości przyrównania telefonów kolory wyświetlane przez panel są dobrze odwzorowane, choć może nie tak nasycone jak te wyświetlane na OLEDach w Samsungach.
Najważniejsza jednak są czernie, które tak jak i w X, tak tutaj są głębokie i tak czarne jak tylko być czarne mogą. Ekran iPhone’a XS to rzeczywiście największa zaleta tego modelu.
Nowe Face ID
Technologia biometryczna zastosowana przez Apple, to w dalszym ciągu najlepiej, a przynajmniej najbezpieczniej zrealizowany sposób identyfikacji twarzy, jaki oferują wszyscy producenci smartfonów.
O tym jak Face ID radziło sobie z rozpoznawaniem twarzy w poprzednim modelu wszyscy wiedzą – było dobrze, ale nie bez wad. W przypadku modelu XS telefon znacznie lepiej radzi sobie z wykryciem i rozpoznaniem naszej twarzy, jest to szczególnie widoczne, jeżeli porównamy sobie rozpoznawanie twarzy patrząc na smartfon lekko z boku. W taki sposób X najczęściej nas nie rozpoznawał. XS nie ma z tym problemu. Kąt widzenia Face ID jest wyraźnie szerszy, a to przekłada się na rzadsze problemy z odblokowaniem telefonu w codziennym użytkowaniu.
Mam także własne odczucie, że telefon jest gotowy do odblokowania znacznie szybciej niż w ubiegłorocznym telefonie. Generalnie widać, że ta i tak dobrze przygotowana technologia dojrzewa i staje się co raz mniej zawodna.
W dalszym jednak ciągu nie odblokujemy telefonu na przykład zamocowanego w uchwycie w pozycji horyzontalnej. Szkoda, że Apple nie zdecydowało się na sensor, który pojawił się w najnowszym tablecie Pro, który pozwala na odblokowywanie w obu pozycjach.
Aparat bez większych niespodzianek
Nie ma ani większej matrycy, ani nagrywania w 8K, ani nawet jaśniejszej optyki. Mimo to zdjęcia wychodzą lepsze, co jest zasługą oprogramowania wspierającego opisanego jako SmartHDR oraz technologii Neural Engine, która dba o to, aby nasze zdjęcia były jak najlepsze.
Osobiście uważam, to za duży zawód jaki inżynierowie Apple sprawili swoim wiernym klientom. Przyzwyczajeni do tego, że to właśnie aparat był obiektem największych zmian serii „S” wszystkich generacji iPhone’a, nowinka w postaci sterowania rozmyciem tła w zdjęciach w trybie portret wydaje się małym dodatkiem, w żaden sposób nie rekompensującym rozczarowania w rozbudzonych nadziejach na ulepszenie i tak najlepszego aparatu, jaki kiedykolwiek Apple zainstalowało w swoich smartfonach.
Nie mniej jednak aparat w iPhone XS/Xs Max, bo w obu jest dokładnie taki sam to bardzo dobry aparat z 12 megapikselową matrycą i podwójnym obiektywem, w tym jednym teleobiektywem i obiektywem szerokokątnym. Aparat oferuje przybliżenie x2 oraz efekt bokeh z ręcznym sterowaniem poziomu rozmycia, co jest ciekawym, a nawet przydatnym efektem. Obie kamery posiadają stabilizację obrazu.
Uznany portal DxOMark.com w swoich testach uznał iPhone’a XS Max za numer 2. pod względem oferowanych zdjęć, dając się wyprzedzić wyłącznie flagowemu Huawei P20 Pro, deklasując natomiast takie urządzenia jak HTC U12+, Galaxy Note 9 czy Xiaomi Mi Mix.
Tak więc mimo braku konstrukcyjnych zmian w aparacie w dalszym ciągu wybierając ten telefon, możecie cieszyć się niemal najlepszym aparatem w telefonie na rynku. Większości to wystarczy.
Kilka zdjęć wykonanych telefonem iPhone XS Max
Specyfikacja
Nowością jest natomiast złoty wariant kolorystyczny, który dołączył do wersji Space Grey oraz Silver. Mniejszy i większy XS dostępny jest również w trzech wariantach pamięciowych. Do wyboru mamy pojemność 64, 256 oraz aż 512 gigabajtów. Tak, pół terabajta miejsca na zdjęcia kotów. Czy jest to pojemność, która komukolwiek mogłaby być potrzebna? Pewnie znajdą się amatorzy, którzy ją zapełnią. Warunek? Muszą mieć wolne ponad 7 tysięcy złotych na zakup wersji max lub 6700 na zwykłego XS’a. Pamiętam jak w ubiegłym roku wszyscy stukali się w czoła widząc cenę iPhone’a X i mówiącego z pełną powagą Tim’a Cooka, że telefon ten wcale nie jest drogi. No tak, pewnie już wtedy wiedział, ile będzie trzeba zapłacić za jego następcę…
Rozmiary urządzenia to 157.5 x 77.4 x 7.7 mm. Szczególnie grubość smartfonu jest tu warta odnotowania, gdyż XS Max jest obecnie najcieńszym smartfonem z najbardziej zaawansowanych smartfonów z półki tych wielkich. Chcąc powiedzieć o masie telefonu, odkryję wady zastosowanych materiałów. Stal i szkło są niestety ciężkie, a że to właśnie z nich składa się większość tego urządzenia, to musimy się pogodzić z dodatkowymi 208 gramami w kieszeni. Dużo.
Podczas premiery smartfonu bardzo dużo czasu poświecono tematowi najnowszej jednostki sterującej telefonem. Procesor A12 Bionic to obecnie najbardziej wydajny procesor na rynku. I mimo, że jest zaledwie 15 procent wydajniejszy od procesora, który mieliśmy w iPhonie X, to dzięki jego architekturze i systemowi Neural Engine, układ jest w stanie wykonać 5 bilionów operacji na sekundę. Dla porównania A11, przecież niezwykle wydajny procesor będący sercem poprzedniej generacji smartfonu Apple potrafił obsłużyć „zaledwie” 600 miliardów instrukcji. Skok wydajnościowy jest więc przeogromny!
Problemem polega na tym, że z oferowanej wydajności niewiele wynika. Oczywiście układ został przygotowany pod zastosowanie urządzenia w rozszerzonej rzeczywistości, jednak na obecną chwilę trzeba sobie jasno powiedzieć. Moc obliczeniowa A12 to przerost formy nad treścią, a jego prędkość w porównaniu z iPhonem X jest w zasadzie niewyczuwalna.
To dla baterii warto wybrać większy model
Bateria zastosowana w iPhonie XS Max ma pojemność 3174mAh. Mniejszy model wyposażony został w ogniwo 2658 mAh. Przyznaję, że wydajność akumulatora to jedna z tych rzeczy, za które najbardziej lubię ten telefon. Nie pamiętam już nawet kiedy wracałem do domu z baterią, która ledwo co spadła poniżej 50 procent.
Telefon z powodzeniem potrafi pracować dwa dni robocze bez ładowania przy scenariuszu zakładającym sporo połączeń w ciągu dnia, około 1.5h pracy w sieci w portalach społecznościowych, mailach oraz stałym połączeniu z Makiem i wysyłaniu mnóstwa wiadomości z pomocą iMessage. Oczywiście patrząc na rozmiar smartfonu i poczynania konkurencji, ogniwo o takiej pojemności nie robi wielkiego wrażenia. Można by nawet powiedzieć, że dla patrzącego z boku pojemność ta jest niedostateczna. Dla mnie jednak wydajność baterii jest zadowalająca, szczególnie po przesiadce z iPhone’a X.
Wodoszczelność?
Wodoszczelności brak. Nie, to nie żart. Nazywajmy rzeczy po imieniu. Apple informuje o odporności na zachlapania, wodę oraz pył. Nie jest to jednak definicja wodoszczelności, dlatego celowe zanurzanie smartfonu w basenie, morzu czy wannie uważam za wysoce ryzykowne i to pomimo zgodności z normą IEC 60529 i klasą szczelności IP68.
Należy także dodać, że poprzednik miał klasę odporności niższą, zgodną z klasą IP67. Jednak w sieci pojawiają się od dnia premiery relacje z rozbioru iPhone’a XS i wszystko wskazuje, że zastosowane uszczelnienia w nowym modelu wcale nie różnią się od starego. Po roku obecności iPhone’a X na rynku można powiedzieć z całą odpowiedzialnością, że iPhone X to dobrze uszczelniony telefon, jednak nie wodoszczelny. Historii o zalanym iPhonie X można przeczytać w sieci całe mnóstwo.
Dlatego też mimo wyższej klasy odporności, teoretycznie uprawniającej nas do zanurzenia smartfonu na głębokość 2 metrów przez 30 minut, nie zalecałbym zanurzania telefonu bez odpowiedniej obudowy ochronnej.
Oczywiście jeżeli zdecydujemy się na zamoczenie telefonu i ten ulegnie zalaniu, producent nie zrealizuje nam jego naprawy w ramach gwarancji. Prawda jednak jest, że używanie XS’a na deszczu, oblanie go napojem czy nawet chwilowe wpadnięcie do wody, nie powinno spowodować jego uszkodzenia.
Dual SIM w iPhonie stało się faktem
Funkcja ta musiała się pojawić. Nie wiem czy poza Apple jakikolwiek inny liczący się producent smartfonów tak długo zwlekał z wprowadzenie obsługi dwóch kart SIM w swoich telefonach. Chyba nie. Oczywiście Apple, jak to Apple – obsługę dualSIM zrobiło po swojemu.
W praktyce oznacza to, że jedynie telefony przeznaczone na rynek Chiński dysponują slotem pozwalającym na fizyczne umieszczenie dwóch kart SIM w telefonie. Telefony przeznaczone na inne rynki, w tym na europejski wyposażone są w slot na jedną kartę SIM oraz dodatkowo posiadają obsługę eSIM.
eSIM w iPhone XS pozwala na korzystanie z dodatkowego numeru telefonu w jednym urządzeniu. Problem polega na tym, że niewiele operatorów oferuje dziś obsługę eSIM. 12 grudnia ofertę dla eSIM wprowadził polski Orange stając się pierwszym, a zarazem jedynym operatorem w kraju pozwalającym na korzystanie z eSIM. Skoro jednak Apple zdecydowało się na eSIM, to możemy być pewni, że sytuacja ta bardzo szybko się zmieni, a w ślad za Apple pójdą inni producenci.
Mam także pewność, że za rok, może dwa, doczekamy się iPhone’a całkowicie pozbawionego slotu na kartę SIM. Oczywiście brak slotu to szansa na zwiększenie szczelności telefonu, a także mniej elementów mogących ulec uszkodzeniu przy nieuważnym instalowaniu karty. W zasadzie eSIM ma same zalety, tym bardziej jeżeli wybieramy się za granicę i chcemy wykupić dostęp do lokalnej sieci. Proces ten ograniczy nam się do utworzenia konta u zagranicznego operatora i zalogowania się do utworzonego konta abonenckiego.
XS to pierwszy telefon Apple z obsługą NFC
NFC pozwala na zbliżeniowe nawiązywanie połączeń z akcesoriami oraz współprace z tak zwanymi tagami. Są one stosowane na przykład w galeriach, gdzie po zbliżeniu telefonu od razu wyświetli nam się informacja o dziele, na które na przykład patrzymy.
Choć technologia NFC jest na rynku od wielu lat, w tym także była implementowana również w telefonach giganta z Cupertino, to jej funkcjonalność była niedostępna i niemożliwa do użycia. iPhone XS, to pierwszy smartfon z nadgryzionym jabłkiem oferujący NFC.
Czego brakuje?
Szczytem żenady można określić zabranie przejściówki Lightning->JACK z zestawu sprzedażowego i oferowanie jej odpłatnie, tym bardziej w urządzeniu kosztującym takie pieniądze. W zestawie znajdziemy co prawda słuchawki EarPods z wtykiem Lightning, jednak chcąc skorzystać z innych słuchawek przewodowych, musimy dodatkowo kupić do telefonu przejściówkę, którą przy modelu X dostawaliśmy w cenie.
Czy dla mnie to problem? Nie pamiętam już, kiedy korzystałem ostatnio z przewodowych słuchawek podłączanych do telefonu. Owszem mam swoje ulubione DENONy AH-MM400 z serii Music Maniac, jednak towarzyszą mi one już tylko w domu podpięte do wzmacniacza. W drodze korzystam już jedynie z bezprzewodowych B&O E8, które mogę trzymać w kieszeni kurtki, zajmują mało miejsca i są zawsze gotowe dzięki powerbankowi ukrytemu w etui. Nadal jednak uważam to posuniecie Apple za żenujące poszukiwanie oszczędności w chyba najdroższym smartfonie na rynku.
Jednak nie to jest dla mnie największym brakiem, który zauważyłem po zakupie, a niewykorzystana szansa, jaką Apple samo sobie stworzyło oferując telefon z tak dużym ekranem o tak wysokiej rozdzielczości, a którą zaprzepaściło. Mimo większego obszaru roboczego nie zyskujemy ani miejsca na dodatkowy rząd ikon – te są po prostu tylko jeszcze szerzej, przez to dalej od siebie porozstawiane, ani praktycznego wykorzystania tej powierzchni w jakikolwiek inny sposób.
Jakby na siłę utworzony tryb horyzontalny, pozwalający podzielić ekran na pół, działa w zaledwie kilku aplikacjach systemowych, które możemy policzyć na palcach jednej ręki. Na siłę, bo tryb ten jest aż tak bardzo nieużyteczny, że w ogóle zastanawiałem się czy warto marnować sobie siłę w palcach, aby o nim napisać. Jednak napiszę z dziennikarskiego obowiązku.
Możemy na przykład uruchomić aplikację Mail w trybie poziomym i z lewej strony mieć wyświetloną listę wiadomości, a z prawej treść akurat wybranej wiadomości. Jednak wiadomość ta i tak jest nieczytelna, bo widać jakby połowę okna wiadomości.
Jak z listy wiadomości dotkniemy następnego maila, to już lista nam gaśnie i wiadomość wyświetla się na całej powierzchni, jak powrócimy z niej, to znów mamy listę wiadomości i półwidocznego maila. Katastrofa.
Nieco lepiej działa to w aplikacji Wiadomości. Przynajmniej treść smsów wyświetla się tak, że są czytelne. Natomiast odpisywanie na wiadomość w zupełnie niepotrzebnie ściśniętych ze sobą przyciskach utrudniających trafianie w prawidłowe literki, tym bardziej, że mamy całe mnóstwo pustego, niewykorzystanego miejsca po obu bokach klawiatury to jest jakiś projektowy dramat.
Chyba jedyną aplikacja, która została przygotowana do pracy w trybie podzielonego ekranu jest aplikacja Kalendarz.
Podsumowanie
iPhone XS Max to pierwszy smartfon, którego nie planowałem kupować po tym, jak obejrzałem premierę. Po ostatnich doniesieniach o sprzedaży tego modelu można wywnioskować, że w mojej zakupowej decyzji nie jestem odosobniony. iPhone XS i XS Max sprzedają się słabo, dużo słabiej niż model X. Nic więc dziwnego, że ubiegłoroczny smartfon wraz z premierą sprzedażową 10S został wycięty z oferty, co samo w sobie jest ewenementem.
W końcu Apple jednak zawsze ubiegłoroczniaka w podstawowej wersji pamięciowej pozostawiało w sprzedaży w dużo niższej, atrakcyjnej cenie. Można tylko spekulować czy to dlatego, że włodarze Apple są świadomi jak niewiele dzieli XS od X i wycofali ten ostatni z obawy o sprzedaż premierowego modelu. Ostatnio słyszałem plotkę, że sprzedawcy jednego z polskich operatorów otrzymali w grudniu nakaz wstrzymania sprzedaży iPhone’a X, które mają na magazynie w ramach ofert abonamentowych i oferowanie znacznie mniej atrakcyjnego cenowo XS/XS Maxa. Wszystko w obawie o to, że nikt nie będzie chciał kupować XS, bo po co przepłacać? A skoro „nie ma” X, to biorą XS, bo jest.
Niezaprzeczalnie iPhone XS/XS Max to świetny telefon. Jeżeli ktoś przesiada się na niego z modelu sprzed iPhone’a X, będzie pod ogromnym wrażeniem. Niesamowity ekran, wspaniały aparat, system, który działa tak, szybko, że czasem ma się wrażenie, że robi to zanim ja sam się zorientuję czego chciałem dokonać, jakiej funkcji użyć.
Do tego bardzo wydajny akumulator w Max pozwalający na pracę przez dwa dni, eSIM z którego zapewne będę korzystał podczas wyjazdów za granicę i precyzyjnie działające Face ID. Telefon dopracowany, nieziemsko wykonany i wykończony. Bardzo drogi, przynajmniej jak na polskie zarobki. Jednak niewarty przesiadki z poprzedniego modelu.
Jeżeli zamierzacie wymienić swoje „iksy” na nowszy model licząc na to, że nowy smartfon zaoferuje Wam coś więcej niż obecny, to będziecie bardzo rozczarowani. Po raz pierwszy seria „S” nie wnosi nic interesującego, a za największą zaletę nowego modelu można uznać eSIM, który jest funkcjonalnością rewolucyjną i przyszłościowa, jednak potrzebną dość wąskiej grupie odbiorców.
Zalety | Wady |
---|---|
Zalety
| Wady
|