Dzięki uprzejmości wydawnictwa Insignis Media, mamy możliwość zaprezentowania naszym Czytelnikom przekładu z książki ?Steve Jobs?, wykonanego przez Przemysława Bielińskiego, Michała Strąkowa. Polska wersja książki Steve Jobs ukaże się już 21/11/2011. Zapraszamy do zapoznania się z rodziałem 25 zatytułowanym – Jobs i Jony Ive – wzorniczy duet.
Kiedy we wrześniu 1997 roku, tuż po objęciu stanowiska tymczasowego dyrektora generalnego, Jobs zgromadził najważniejszych menedżerów Apple’a, by wygłosić do nich motywacyjną pogadankę, na widowni znalazł się między innymi wrażliwy i pełen pasji trzydziestoletni Brytyjczyk, będący w Apple szefem zespołu odpowiedzialnego za wzornictwo. Jonathan Ive – znany wszystkim jako Jony – nosił się z zamiarem odejścia. Miał dość panującego w firmie nastawienia na maksymalizację zysku zamiast na wzornictwo produktów. Przemowa Jobsa skłoniła go do ponownego przemyślenia decyzji o odejściu. ?Pamiętam dokładnie, jak Steve zapowiedział, że naszym celem nie jest wyłącznie robienie pieniędzy, ale także tworzenie wspaniałych produktów – wspominał Ive. – Decyzje podejmowane na bazie takiej filozofii różnią się diametralnie od tych, jakie wcześniej podejmowano w Apple?. Iva i Jobsa połączyła wkrótce więź, której efektem była niemająca sobie równych współpraca w dziedzinie wzornictwa przemysłowego.
Ive dorastał w Chingford, położonym w północnowschodniej części Londynu. Jego ojciec był
złotnikiem, wykładającym w miejscowym college?u[1]. ?Był fantastycznym rzemieślnikiem – wspominał Ive. – Jego bożonarodzeniowym prezentem dla mnie było spędzenie ze mną całego dnia w należącym do college?u warsztacie. Podczas świątecznej przerwy nie było tam nikogo poza nami, a ojciec pomagał mi zrobić wszystko, cokolwiek sobie wymarzyłem?. Jedynym warunkiem było, aby Jony własnoręcznie narysował to, co planowali wykonać. ?Zawsze dostrzegałem piękno rzeczy robionych ręcznie. Uświadomiłem sobie, jak ważna jest dbałość o jak najdoskonalsze wykonanie?.
Ive zapisał się na politechnikę w Newcastle, a czas wolny oraz letnie wakacje spędzał, pracując w agencji projektowej. Na liście jego dokonań znalazł się długopis z umieszczoną na czubku małą kulką, którą przyjemnie obracało się w palcach. Dzięki niej posiadacz długopisu mógł wykształcić w sobie poczucie zabawnej emocjonalnej więzi z przedmiotem. Pracą dyplomową Ive’a był projekt mikrofonu oraz słuchawki dousznej (wykonanych z plastiku w kolorze najczystszej bieli), służących do komunikacji z dziećmi z wadą słuchu. Jego mieszkanie pełne było wykonanych własnoręcznie piankowych modeli, które miały pomóc mu znaleźć idealny wzór. Ive był również autorem projektów bankomatu oraz telefonu o zaokrąglonym kształcie, nagrodzonych przez Królewskie Towarzystwo Sztuki. W przeciwieństwie do wielu innych projektantów, nie ograniczał się do wykonywania pięknych szkiców – skupiał się także na konstrukcji oraz sposobie działania wewnętrznych elementów. Ive przeżył swoiste objawienie, kiedy w college?u zdarzyło mu się wykonywać pewien projekt na komputerze Macintosh. ?Odkryłem wtedy Maca i poczułem więź z ludźmi, którzy byli twórcami tego produktu – wspominał. – Nagle pojąłem, czym jest albo czym powinna być firma?.
Po ukończeniu studiów Ive pomagał zakładać londyńską firmę projektową Tangerine, z którą Apple podpisał kontrakt na usługi konsultingowe. W 1992 roku przeniósł się do Cupertino, by objąć posadę w dziale projektowym Apple. W 1996, a więc na rok przed powrotem Jobsa, został szefem tego działu; nie był jednak szczęśliwy. Ówczesne kierownictwo Apple nie doceniało wzornictwa. ?Brakowało mi tam dbałości o produkty, ponieważ zajęci byliśmy usiłowaniem maksymalizacji osiąganego zysku – stwierdził. – Wszystkim, czego oczekiwano od nas, projektantów, było przygotowanie modelu, jak dana rzecz ma wyglądać z zewnątrz. Następnie inżynierowie budowali ją tak niskim kosztem, jak tylko się dało. Byłem bliski rezygnacji z tej pracy?.
Kiedy Jobs przejął firmę i wygłosił swoje podnoszące na duchu przemówienie, Ive postanowił zostać. Początkowo Jobs prowadził poszukiwania światowej klasy projektantów poza firmą. Wśród osób, z którymi rozmawiał, znaleźli się Richard Sapper, który zaprojektował ThinkPada dla IBM-u, a także Giorgetto Giugiaro, autor projektów Ferrari 250 oraz Maserati Ghibli I. Potem jednak Jobs wybrał się na obchód po studiu projektowym Apple i tak narodziła się więź łącząca go z przyjaznym, sumiennym i bardzo szczerym Ivem. ?Dyskutowaliśmy o rozmaitych podejściach do form oraz materiałów – wspominał Ive. – Nadawaliśmy na tych samych falach. I w jednej chwili zrozumiałem, dlaczego pokochałem tę firmę?.
Jobs opowiadał mi później o swoim szacunku dla Ive’a w następujący sposób:
Jony znacząco zmienia nie tylko Apple, ale i cały świat. Jony jest pod każdym względem doskonale inteligentną osobą. Rozumie, na czym polega biznes i na czym polega marketing. Chwyta wszystkie rzeczy w mig, ot tak. Lepiej niż ktokolwiek inny potrafi pojąć istotę tego, co tutaj robimy. Jeśli miałbym wskazać mojego duchowego partnera w Apple, byłby nim Jony. On i ja wspólnie wymyślamy większość produktów i dopiero potem wciągamy w to innych, pytając: ?Hej, a co wy o tym myślicie??. W przypadku każdego produktu potrafi uchwycić szeroką perspektywę tak samo dobrze, jak najdrobniejsze detale. Poza tym Jony rozumie, że Apple to firma, której zadaniem jest tworzenie produktów; nie jest po prostu zwyczajnym projektantem. To właśnie dlatego pracuje bezpośrednio dla mnie. Ma większe uprawnienia, niż jakakolwiek inna osoba w Apple, z wyjątkiem mnie samego. Nie ma w tej firmie nikogo, kto mógłby mówić mu, co powinien robić, albo kto mógłby kazać mu się odczepić. W taki właśnie sposób to zorganizowałem.
Podobnie jak większość projektantów, Ive lubił oddawać się filozoficznym rozważaniom i zastanawiając się nad każdym kolejnym krokiem, powoli zmierzać do konkretnego projektu. W przypadku Jobsa proces dochodzenia do ostatecznej wizji projektu jest o wiele bardziej intuicyjny. Wskazywał po prostu modele oraz szkice, które mu się spodobały, odrzucając resztę. Na podstawie zebranych wskazówek Ive rozwijał dalej pomysły, które zostały pobłogosławione przez Jobsa.
Ive był wielbicielem Dietera Ramsa, niemieckiego projektanta zajmującego się wzornictwem przemysłowym, który pracował dla firmy elektronicznej Braun. Rams jest wyznawcą idei: ?mniej, lecz lepiej? – weniger, aber besser – Jobs oraz Ive tak samo jak on zmagali się z każdym nowym projektem, próbując sprawdzić, jak bardzo uda im się go uprościć. Od momentu, gdy pierwsza wydana przez Jobsa broszura Apple ogłosiła, że ?prostota jest szczytem wyrafinowania?, Jobs dążył do osiągnięcia prostoty, która byłaby rezultatem przezwyciężenia zawiłości, nie zaś ich ignorowania. ?Uczynienie czegoś prostym – mówił – wymaga wiele ciężkiej pracy. Potrzeba w tym celu autentycznego zrozumienia podstawowych problemów i znalezienia dla nich zgrabnych rozwiązań?.
W osobie Ive’a Jobs odnalazł bratnią duszę, z którą mógł dzielić swoje dążenie do urzeczywistnienia prawdziwej, a nie tylko powierzchownej prostoty. Ive, siedząc w swojej pracowni, tak opisywał własną filozofię:
Dlaczego zakładamy, że coś jest dobre? W przypadku materialnych produktów dzieje się tak z powodu naszego poczucia, że możemy nad nimi dominować. Porządkując zawiłości, znajdujemy sposób, by zmusić produkt do uległości. Prostota to nie tylko cecha wizualna. To nie tylko minimalizm czy brak nadmiaru elementów. Prostota wymaga przedarcia się w głąb złożoności. Aby osiągnąć autentyczną prostotę, trzeba dotrzeć naprawdę głęboko. Prace nad zaawansowanym technicznie produktem mogą skończyć się tym, że będzie on nieintuicyjny i skomplikowany. Lepiej jest go uprościć, a w tym celu należy zrozumieć zarówno sam produkt, jak i to, w jaki sposób jest wytwarzany. Aby wyeliminować zbędne części, trzeba dogłębnie zrozumieć istotę danego produktu.
Tę fundamentalną zasadę uznawał zarówno Jobs, jak i Ive. We wzornictwie chodzi nie tylko o wygląd zewnętrzny. Projekt ma stanowić odzwierciedlenie istoty produktu. ?Dla większości ludzi wzór znaczy mniej więcej tyle co fasada – powiedział Jobs w wywiadzie dla magazynu ?Fortune?, wkrótce po przejęciu sterów w Apple. – Moim zdaniem trudno o definicję bardziej odległą od prawdziwego znaczenia wzornictwa. Wzór to dusza leżąca u podstaw tworzonego przez człowieka dzieła, która na koniec procesu tworzenia znajduje wyraz w kolejnych warstwach zewnętrznych?.
W rezultacie proces projektowania produktu był w Apple integralnie związany z konstruowaniem go przez inżynierów, a także z samym procesem produkcji. Ive opisał powstawanie jednego z modeli Power Maca. ?Naszym zamiarem było pozbycie się wszystkiego, co nie było absolutnie niezbędne – powiedział. – Aby to osiągnąć, konieczna była najściślejsza współpraca pomiędzy projektantami, osobami odpowiedzialnymi za rozwój produktu, inżynierami oraz zespołem produkcyjnym. Raz po raz wracaliśmy do punktu wyjścia. Czy na pewno potrzebujemy tej części? Czy możemy sprawić, by pełniła funkcje czterech innych?
W trakcie pobytu we Francji Jobs oraz Ive natknęli się na sytuację ilustrującą związek między wzornictwem produktu, jego istotą oraz produkcją. Podczas wspólnej wizyty w sklepie z akcesoriami kuchennymi Ive wziął do ręki nóż, który mu się spodobał, lecz już po chwili odłożył go z rozczarowaniem. Jobs zachował się tak samo. ?Obaj zauważyliśmy niewielką ilość kleju między rękojeścią a ostrzem? – wspominał Ive. Zaczęli rozmawiać o tym, jak dobry projekt noża został zrujnowany przez sposób, w jaki został on wyprodukowany. ?Nie lubimy myśleć o naszych nożach, że zostały sklejone – powiedział Ive. – Steve i ja przykładamy wagę do takich rzeczy, które naruszają czystość narzędzia i odciągają uwagę od tego, co w nim istotne. Podobny stosunek mamy do produktów, które powinno się wytwarzać tak, by wyglądały na czyste i nieskazitelne?.
Królestwo Jony?ego Ive’a, czyli pracownia projektowa na parterze budynku pod numerem drugim przy ulicy Inifinite Loop, chronione jest przez przyciemniane szyby oraz pancerne, zamykane na cztery spusty drzwi. Tuż za nimi znajduje się stanowisko recepcji – dostępu pilnuje tam dwoje siedzących za szklanym blatem asystentów. Wstępu do tej części budynku nie ma nawet znaczna część pracowników Apple’a. Większość rozmów, jakie na potrzeby tej książki przeprowadziłem z Jonym Ivem, odbyła się gdzie indziej. Jednak pewnego dnia w 2010 roku Ive załatwił mi pozwolenie na spędzenie w pracowni popołudnia – poświęciliśmy je na zwiedzanie oraz rozmowę o tym, w jaki sposób w tym oto miejscu Ive i Jobs współpracują ze sobą.
Na lewo od wejścia znajdują się biurka młodszych projektantów; na prawo zaś – przestronna sala główna z sześcioma długimi, metalowymi stołami, na których można obejrzeć urządzenia, nad którymi trwają właśnie prace, a także pobawić się nimi. Za główną salą mieści się wypełniona stacjami roboczymi komputerowa pracownia projektowa, prowadząca z kolei do pomieszczenia, w którym to, co widać na monitorach, wtryskarki zamieniają w piankowe modele. Jeszcze dalej znajduje się komora, w której modele za sprawą zrobotyzowanego systemu lakierniczego nabierają realnego wyglądu. Całość sprawia oszczędne, industrialne wrażenie, do czego przyczyniają się metalowe wykończenia pomieszczeń, pokryte w dodatku szarą metaliczną farbą. Liście na rosnących na zewnątrz drzewach rzucają cienie, które układają się w ruchome wzory na przyciemnianych szybach. W tle gra muzyka techno i jazz.
Kiedy Jobs był zdrowy i przebywał akurat w biurze, prawie każdego dnia jadał lunch w towarzystwie Ive’a, a po południu sam wpadał do pracowni. Pojawiwszy się, mógł przeprowadzić inspekcję stołów i przyjrzeć się przygotowywanym właśnie produktom, oceniając, jak wpasowują się w strategię Apple, a także sprawdzając z bliska, jak rozwija się projekt każdego z nich. Zazwyczaj w takich chwilach Jobsowi towarzyszył jedynie Ive, podczas gdy pozostali projektanci zerkali znad swoich prac, zachowując pełen szacunku dystans. Jeśli Jobs miał jakieś konkretne uwagi, mógł wezwać szefa zespołu projektantów mechanicznych, bądź też innego z zastępców Ive’a. Jeśli zaś coś szczególnie go podekscytowało albo nasunęło jakąś myśl na temat korporacyjnej strategii, mógł poprosić dyrektora do spraw operacyjnych Tima Cooka lub szefa działu marketingu Phila Schillera, by do niego dołączyli. Ive tak opisywał zwykłą procedurę:
Wystarczy, że rozejrzysz się po tym wspaniałym pomieszczeniu, a zobaczysz wszystko, co aktualnie mamy na warsztacie. Kiedy wchodzi tu Steve, zajmuje miejsce przy jednym z tych stołów. Jeśli pracujemy akurat nad, dajmy na to, iPhonem, Steve siada na stołku i zaczyna bawić się różnymi modelami, sprawdzać, jak leżą w dłoni i oceniać, który z nich podoba mu się najbardziej. Następnie obchodzimy we dwójkę pozostałe stoły, by mógł się zorientować, w jakim kierunku zmierzają pozostałe projekty. W tym miejscu może wyrobić sobie ogólne pojęcie na temat tego, co dzieje się w całej firmie: z iPhonem i z iPadem, z iMakiem i z MacBookiem, oraz ze wszystkim innym, czym się zajmujemy. To pomaga mu stwierdzić, w jaki sposób firma wydatkuje swoje siły i w jaki sposób łączą się ze sobą poszczególne rzeczy. Może przy tym zapytać: ?Czy robienie tamtego ma sens, bo to w tym miejscu odnotowujemy znaczny wzrost?, albo zadać inne pytanie w podobnym stylu. W ten sposób dostrzega relacje, jakie zachodzą pomiędzy różnymi rzeczami, co w przypadku dużej firmy jest dość trudne. Patrząc na modele leżące na tych stołach, dostrzega obraz naszej firmy na kolejne trzy lata.
Ważną częścią procesu projektowania są rozmowy, obchodzimy więc stoły tam i z powrotem, jednocześnie bawiąc się modelami. Steve nie lubi zagłębiać się w skomplikowane rysunki. Chce zobaczyć i poczuć model. Ma rację. Czasem sam jestem zaskoczony, gdy wykonamy jakiś prototyp i nagle uświadamiam sobie, że jest do kitu, chociaż na wykonanych w CAD renderach prezentował się wspaniale.
Steve uwielbia tu przychodzić, bo to spokojne i ciche miejsce. Prawdziwy raj dla kogoś, kto jest wzrokowcem. Nie mamy tutaj sformalizowanych ocen projektów, a więc nie ma też żadnych punktów decyzyjnych. Zamiast tego podejmujemy decyzje w sposób elastyczny. A ponieważ powtarzamy to każdego dnia i nie przeprowadzamy głupawych prezentacji, nie miewamy też poważnych konfliktów.
Tamtego dnia Ive nadzorował powstawanie nowej, przeznaczonej na rynek europejski wtyczki do prądu oraz wtyczki do gniazda zasilającego Macintosha. Dziesiątki piankowych modeli, z których każdy różnił się od pozostałych jakimś drobiazgiem, zostały wytłoczone, pomalowane i przygotowane do inspekcji. Chociaż niektórym może się wydać dziwne, że szef całego działu projektowego zawraca sobie czymś takim głowę, w całą tę operację zaangażował się nawet sam Jobs. Odkąd polecił wykonać specjalny zasilacz do komputera Apple II, troszczył się nie tylko o sprawy inżynieryjne, ale także o wzornictwo tego rodzaju elementów. Nazwisko Jobsa wymienione było na zgłoszeniu patentowym białego zasilacza do MacBooka, a także na patencie zastosowanej w nim magnetycznej wtyczki – tej samej, która przy podłączaniu wydawała przyjemny odgłos kliknięcia. W istocie na początku roku 2011 Jobs figurował na liście wynalazców na dwustu dwunastu zgłoszeniach patentowych w Stanach Zjednoczonych.
Obdarzonemu wrażliwym temperamentem artysty Ive?owi zdarzało się zdenerwować na Jobsa, który przypisywał sobie zbyt wiele zasług – ta skłonność od lat irytowała też innych jego kolegów. Osobiste uczucia Ive’a wobec Jobsa bywały czasem tak intensywne, że łatwo było je zranić. ?Steve przejdzie się i przyjrzy się moim pomysłom, mówiąc: ?To jest niedobre, to nie jest zbyt dobre, a to mi się podoba? – opowiadał Ive. – A potem ja będę siedzieć na widowni, a on będzie o tym mówił w taki sposób, jakby to był jego własny pomysł. Zawsze przykładam maniakalną wręcz wagę do tego, kto jest autorem danej koncepcji, nie wyrzucam nawet swoich notatników wypełnionych pomysłami. Dlatego boli mnie, gdy w przypadku mojego projektu Steve przypisuje całą zasługę sobie?. Ive jeżył się też za każdym razem, gdy ktoś z zewnątrz przedstawiał Jobsa jako gościa od pomysłów w Apple. ?Takie podejście sprawia, że jako firma wydajemy się słabi? – łagodnym, szczerym głosem ocenił Ive. Potem jednak zrobił pauzę i docenił rolę, którą faktycznie odgrywa Jobs: ?W wielu innych firmach pomysły i świetne projekty giną gdzieś po drodze podczas procesu produkcji – stwierdził. – Pomysły, które wychodzą ode mnie i od mojego zespołu byłyby całkowicie nieistotne, gdyby nie Steve, który dopinguje nas, współpracuje z nami i pomaga nam pokonywać przeszkody, dzięki czemu nasze koncepcje zamieniają się w końcu w produkty?.
[1] Chodzi tu o tzw. community college, czyli odpowiednik polskiego technikum.