Rozmawiamy z Sandrą Pytlik z TeArt, pozytywnie zakręconą osobą, która opuściła biznes i realizuje się pracy twórczej, w czym pomaga jej smartfon Apple
W pracy zeszła ze starej drogi i wybrała nową. Podobnie z urządzeniami – zmieniła system operacyjny na nowy. I w jednej i w drugiej sytuacji wracać do starego nie zamierza. Rozmawiamy z Sandrą Pytlik z TeArt, pozytywnie zakręconą osobą, która opuściła biznes i realizuje się pracy twórczej, w czym pomaga jej smartfon Apple
– Zazwyczaj to artyści muszą zrezygnować ze swoich ambicji, aby utrzymać rodziny, siebie. Ty zrezygnowałaś ze stałej, pewnej posady na rzecz czegoś ambitnego, ale niepewnego. Lubisz stąpać po kruchym lodzie?
– Bez przesady, czasem rzeczywiście jest trudno, szczególnie na początku drogi, ale nie jest tak źle. Od dawna czułam, że mam artystyczną duszę i zapragnęłam to pokazać światu, wyjść z ukrycia. Chciałam spróbować czegoś nowego, świat ma do zaoferowania wiele fantastycznych sposobów na życie, a to jest jeden z nich. Fascynuje mnie środowisko sztuki, zaplecze artystyczne, ludzie w tym żyjący.
– I od słowa przeszłaś do czynu. Ile czasu zajęła Ci decyzja?
– Decyzja zajęła mi jakieś pięć sekund, po tygodniu mieliśmy lokal, a po miesiącu zaczęliśmy remont. To było w sierpniu zeszłego roku. Może nie jestem głównym pomysłodawcą TeArtu, ale jestem w nim od samego początku.
– Co sprawiło, że się zdecydowałaś na taką zmianę?
– Na pewno nie pieniądze (śmiech). Zdawałam sobie, że pod tym względem będę musiała zrezygnować ze stabilności, przynajmniej na jakiś czas. Po pierwsze sam pomysł, po drugie ludzie, którzy go realizują. TeArt, to taka wariacja na temat słowa „teatr”, ale projekt klasycznym teatrem nie jest. Występy sceniczne to tylko jeden z elementów, zresztą też nie w tradycyjnym tego słowa rozumieniu. Nie mamy wielkiej sali, nie przychodzą do nas tłumy, nie chcemy, aby był podział na aktorów i widownię.
Za to chcemy, żeby była interakcja występująca między nimi, żeby widownia sama uczestniczyła w przedstawieniach. Czy to spontanicznie, czy zachęcona, ale żeby brała czynny udział. I nie ma tu znaczenia, czy jest to nasze przedstawienie, czy był to gość, czy było to wspólne przedsięwzięcie. Udało się wystawić „Pchłę szachrajkę”, był recital Hanny Łubieńskiej, była też Pastorałka wystawiona przez Fundację Teatr Teatr. Za każdym razem staraliśmy się, żeby tak to się właśnie odbywało.
Ale, jak już mówiłam, to tylko element całego przedsięwzięcia. Prowadzimy warsztaty teatralne, kursy językowe, często ze sobą połączone, dzięki temu dzieci poznają sztukę i uczą się języka. Sama te warsztaty prowadzę. Dużą satysfakcję dało mi przyznanie przez lokalne wydanie Gazety Wyborczej tytułu Domku Kultury. Oznacza to, że nasza inicjatywa została zauważona i doceniona.
– Na profilu TeArtu i Twoim prywatnym ostatnio zaczęło pojawiać się dużo zdjęć, szczególnie z iPhonem w ręku. Taki lansik?
– Nie. Tak się podzieliliśmy zadaniami – nie lubię w naszym wypadku mówić o obowiązkach – że ja zajmuję się obecnością TeArtu w mediach, w tym społecznościowych. Wiele zdjęć, nie tylko zresztą mojej osoby, nawiązywało do planowanych wydarzeń, lub było mini relacją, dokumentacją.
– I przy okazji zapałałaś miłością do ekosystemu Apple?
– Nie, choć nie była to miłość od pierwszego wejrzenia. Ale jeszcze na etapie pisania pracy inżynierskiej zwróciłam uwagę na pewną właściwość. Zawsze miałam słabość do nowinek technicznych, może nie od strony rozbierania i grzebania w nich, ale od strony obsługi wychodziło mi to sprawniej niż niejednemu facetowi. Odkąd pamiętam. I tak też chciałam przygotować prezentację na obronę swojej pracy inżynierskiej, a do tego musiałam wyrenderować film w 3D.
Okazało się, że stary, używany MacBook mojego dobrego znajomego robi to zdecydowanie lepiej, niż niejeden nowszy komputer z Windowsem. Nawet nie chodzi mi o możliwości techniczne, ale o oprogramowanie systemu OS X. Z iPhonem była bardzo podobna historia. Bardzo długo używałam smartfonów z systemem Android. Bo innego systemu operacyjnego po prostu nie znałam. iPhone’y widywałam, nie powiem, podobały mi się wizualnie, ale trochę przerażały mnie ceny.
I wtedy zobaczyłam u znajomego iPhone’a. To był model 6S. To, co w nim zobaczyłam rzeczywiście przypadło mi do gustu. System operacyjny iOS od razu mi się spodobał, był bardzo intuicyjny. Choć na początku wcale sobie nie radziłam!
Brak przycisku „wstecz” mnie przeraził. Po prostu wiedziałam, że to jest to. Dalej już szybko poszło. Zaczęłam się interesować tematem i okazało się, że można kupić model SE z pamięcią 128 GB, a właśnie takiego szukałam. Zawsze robiłam dużo zdjęć i nagrywałam dużo filmików, a teraz ich liczba skokowo się zwiększyła, stąd potrzebowałam dużo pamięci. Od razu uprzedzę pytanie – tak, to mój pierwszy iPhone. I na pewno nie ostatni.
– I nagle cena przestała grać tak dużą rolę?
– Może nie, ale uznałam, że warto zainwestować w wyższą jakość. To jest tak naprawdę moje podstawowe narzędzie pracy. Idealnie sprawuje się w teatrze, gdzie oświetlona jest tylko scena, reszta sali jest ciemna. Pomimo takiego kontrastu zarówno zdjęcia jak i filmy świetnie wychodzą. W zasadzie nie muszę ich w ogóle obrabiać w komputerze przed wrzuceniem do któregoś z serwisów społecznościowych.
Słyszałam kilka razy opinię, że iOS to taki system dopracowany, dopasowany do użytkownika, zaś Android działa na urządzeniach wielu marek, więc jest siłą rzeczy uniwersalny, czyli dla nikogo. Śmiałam się z nich, ale do czasu, aż sama nie stałam się użytkowniczką iPhone’a.
A mam porównanie, bo używałam smartfonów z Androidem niejednej marki. W tej chwili pod takimi opiniami mogę się tylko podpisać. iOS moim zdaniem jest idealnie dopasowany do potrzeb użytkownika. Wszystko tu jest logiczne i wynika jedno z drugiego. Użytkownik kupuje urządzenie i dokładnie wie, czego się po nim spodziewać.
– To w takim razie z jakich funkcji korzystasz w swoim iPhonie?
– O robieniu zdjęć i nagrywaniu filmów już mówiłam. Dorzucę do tego jeszcze ściąganie muzyki, żeby już było razem. Zdjęcia i filmy wrzucam na wiele serwisów społecznościowych, więc mam też wiele kont, nawet po kilka w jednym serwisie.
Bardzo przydaje mi się funkcja Asystenta skrzynki mailowej. Wliczając prywatne konta mam ich w smartfonie 6. Jeszcze nigdy mi się nie zdarzyło, żebym się pogubiła. Mówiłam już, że nie boję się nowinek technologicznych, dlatego też nie boję się płatności smartfonem. Co prawda Apple Pay nie działa, ale z aplikacji typu SkyCash korzystam bardzo często. Zatem szeroko pojęta komunikacja i płatności. Generalnie korzystam z wielu aplikacji, od gier, po takie użytkowe.
Jest jeszcze jedna rzecz, o której nie wspominałam. Istnieje takie pojęcie, jak Digital Art. Coraz głębiej w to wchodzę, bo jest to zgodne zarówno z moimi zainteresowaniami, jak i tym co robię zawodowo. Ale jeśli myślę o tym na poważnie, to na komputerze ze względu na świetną płynność pracy, na iPhonie nawet jak bym bardzo chciała to nie dałabym rady, bo ma za mały ekran.
– Czy wyobrażasz sobie powrót do Androida?
– Nie ma takiej opcji. Zostawiłam Androida i nie zamierzam do niego wracać. Mój obecny iPhone w zupełności mi wystarcza. Póki co jest w stanie zastąpić mi komputer, choć wiem, że na dłuższą metę tak się nie da.
– To może coś więcej z tego, co oferuje Apple?
– Na pewno iPad, tu już decyzja podjęta. Chciałabym jeszcze MacBooka, ale to zależy od stanu moich finansów. Działając w sztuce planowanie wydatków poza bieżącymi nie jest taką prostą sprawą. Na razie musi mi wystarczyć mój stary komputer.
– Dziękuję za rozmowę
BIO
Technik ortopeda, inżynier multimediów, pasjonatka sztuki, miłośniczka gryzoni. Prowadzę korepetycje z języka angielskiego i warsztaty w TeArcie. Pochodzę z małej, nadmorskiej mieściny, do Szczecina przygnałam za studiami, pracą i miłością. Kocham zmiany i na piedestale stawiam samorealizację i rozwój.