Od restauratora do wydawcy – rozmawiamy z Dominikiem Ładą, Redaktorem Naczelnym i założycielem iMagazine
Z korporacji, przez własną restaurację, do założenia pisma poświęconego produktom Apple. Od Windowsa, przez OS X, do najnowszych iPhone’ów – ale z kontrolowaniem tego co się dzieje w Androidzie. Bycie redaktorem naczelnym najbardziej znanego polskiego magazynu poświęconego Apple wcale nie jest takie proste. Jak sobie z tym radzi ujawnia nam Dominik Łada, który poza wspomnianą funkcją redaktora naczelnego jest też współzałożycielem iMagazine.
– W Twoim wypadku pytanie o to, od kiedy preferujesz Apple oznaczałoby nieprzygotowanie się do rozmowy. Wystarczy zajrzeć na stronę iMagazine do notki o zespole …
– … i można się nieźle naciąć. 2001 rok to data, w którym podjąłem pewną męską decyzję dotyczącą produktów Apple. Ale tak naprawdę z systemem mac OS i urządzeniami Apple jestem dużo dłużej, bo zaczynałem jeszcze w latach 90-ych. Tutaj taka ciekawostka, albo kilka słów wyjaśnienia. Wiele razy słyszałem, że młodo wyglądam, albo jestem młody jak na zajmowane stanowisko, że wypłynąłem na fali popularności iPhone’ów. Nie mnie oceniać jak wyglądam, ale starszy z moich synów ma skończone 14 lat, więc aż tak młody nie jestem.
A wracając do Apple – właśnie dlatego często nazywam siebie w żartach starym betonem, bo Macami zainteresowałem się jeszcze w końcu lat 90-tych. Przeszedłem odwrotną drogę niż wielu dziennikarzy, którzy po latach pracy w zawodzie odchodzili do korporacji. Ja zaczynałem w korporacji, potem zawodowo poszedłem w odwrotnym kierunku. W korpo przepracowałem 10 lat, a ponieważ jestem stały w uczuciach, to była to jedna firma.
Jak to w korporacji, miałem służbowy komputer z Windowsem, jak każdy w tamtych czasach. Ale miałem przyjaciół, głownie grafików, którzy pracowali na Macach. Często podglądałem co robią, zarówno w trakcie pracy nad jakimś własnym projektem, jak i po prostu z ciekawości. Podobał mi się system, jego intuicyjność, łatwość obsługi. Ale i nie ukrywajmy, także wygląd, który zdecydowanie odstawał na korzyść od dostępnych wówczas pecetów.
Pamiętam też, jak firma SAD, pierwszy dystrybutor Apple w Polsce, a obecnie właściciel sieci iSpot, miała swój salon na ulicy Polnej w Warszawie. Zaglądałem tam aby oglądać maki, potem iPody… o iPhone’ach w tamtych czasach oczywiście nie było mowy. I tak to się wszystko zaczęło. W końcu nie wytrzymałem i …
… kupiłeś pierwszego Maca?
– Dokładnie tak. To było na przełomie roku 2000/2001, stąd taka data wpisana w redakcyjnej notce biograficznej. Zakup nie był przypadkowy, był przemyślany. Pierwszy był Titanic, czyli Powerbook G4 Titanium, a potem kolejne Powerbooki i Macbooki Pro. Tu kolejna ciekawostka – większość macuserów najpierw kupowała iPody, bo przypominam, że ciągle mówimy o czasach, kiedy nie było iPhone’ów, ale nie była w stanie w pełni wykorzystać ich wszystkich możliwości.
Dopiero z czasem okazywało się, że iTunes działa najlepiej wtedy, kiedy iPod współpracuje z makiem. Ja pierwszego iPoda kupiłem dopiero po ok czterech latach, w 2005 r. Wcześniej jakoś nie czułem, żeby był mi potrzebny. Ale kupno komputera Apple tylko utwierdziło mnie w tym, że podjąłem dobrą decyzję. Obsługa była łatwa i intuicyjna, wiele funkcji było logicznych, dobrze ułożonych, a ja jestem estetą i takie rozwiązania bardzo mi odpowiadały. Do tego programy graficzne działały dużo lepiej. Z innego oprogramowania, poza wspomnianym iTunes było np. iPhoto czy iMovie, z możliwościami, jakich nie oferowała żadna aplikacja pod Windowsem.
Jednak cały czas pozostawałem pracownikiem korporacji, gdzie miałem służbowy komputer z Windowsem i choć w domu używałem OS X, w pracy musiałem używać konkurencyjnego systemu, który wtedy był jedynym słusznym. Nigdy nie kryłem się ze swoimi preferencjami, dlatego często chodziłem do pracy z dwoma komputerami – służbowym i prywatnym. Stały obok siebie na moim biurku. Często wolałem robić coś na swoim prywatnym maku i tylko przenosić to na peceta.
Choć zajmowałem się kompletnie innymi sprawami w korporacji – byłem country managerem firmy, która wyrosła z Siemensa i zajmowała się systemami zasilania – to kilka razy zdarzyło mi się, że „przepuściłem” przez programy graficzne swojego prywatnego maka prace wykonane przez współpracowników, czy przyjaciół. Pamiętam, że tak było np. z jedną z pierwszych reklam hot dogów na stacjach Orlenu. Znajomi, którzy byli odpowiedzialni za jej produkcję, nie mogli sobie poradzić z jakąś kwestią techniczną na pecetach, a ja przepuściłem materiał przez iMovie i w kilka minut mieli to, czego potrzebowali. Gdzie trzeba zaznaczyć, że ja oczywiście nie byłem nigdy specjalistą od wideo. W każdym razie w końcu stuknęło mi 10 lat w korporacji i postanowiłem iść na swoje.
– Był jakiś konkretny powód, bodziec, czy tak po prostu postanowiłeś coś zmienić?
– Jakiś taki jeden konkretny trudno wskazać. Po prostu po dziesięciu latach pracy w pewnym reżimie, gdzie jest się trybem w maszynie, poczułem się tym zmęczony. Wiele osób pracujących w korpo na pewno zrozumie co mam na myśli. W moim wypadku była to decyzja o kupieniu restauracji.
– Serio miałeś własną knajpę?
– Serio, choć trwało to tylko 2 lata. Okazało się, że to jednak nie jest to, ale spróbowałem, przekonałem się o tym na własnej skórze jak to jest być restauratorem. Na szczęście nie straciłem na tym, odsprzedałem swoje udziały wspólnikowi, a nie zamknąłem. W trakcie prowadzenia restauracji podjąłem decyzję o uruchomieniu iMagazine. Ale tym razem zadecydowała jedna konkretna okoliczność.
– Zamieniam się w słuch.
– To był czas, kiedy był wysyp kolorowych pism branżowych poświęconych branży komputerowej i coraz popularniejszej branży mobilnej, po które chętnie sięgałem. Niestety bardzo często się zawodziłem, bo np. w grubej gazecie zainteresował mnie artykuł na 2 strony. W innej np. zainteresował mnie cały dział, bo np. w tym numerze poświęcony był tematom, które chciałem bliżej poznać. Ale kiedy kupiłem kolejny numer nie było do przeczytania nic fajnego.
Po którymś kolejnym razie nabrałem przekonania, że to jest fajna nisza, której nikt jeszcze nie zagospodarował. Skrzyknęliśmy się wówczas w kilka osób, a to były czasy, kiedy Apple i związane z nim produkty nie były tak popularne, jak obecnie i podjęliśmy decyzję o wydawaniu gazety. To była grupa zapaleńców, miłośników Apple, która pomagała sobie, miała wspólną pasję, a nie tylko podchodziła do tematu biznesowo. Wielu z nich jest w iMagazine do dziś, albo w jakiejś formie z gazetą współpracuje.
– A kiedy pierwszy raz zetknąłeś się z iPhonem?
– Wtedy, kiedy pojawił się pierwszy iPhone. W styczniu 2007 r. pojawiła się zapowiedź nowego urządzenia, w czerwcu ujrzał światło dzienne, w lipcu już go miałem. Sprowadziłem go sobie z USA własnymi kanałami. Nie przeszkadzało mi, że nie miał 3G, MMS-ów, że był robiony na rynek amerykański i na polski trzeba go było dostosowywać, np. poprzez konieczność posiadania turbosima. To wszystko nie miało dla mnie znaczenia.
Zresztą działo się to w czasach, kiedy jeszcze żył Steve Jobs. To, co mówił i także jak mówił, jaką miał wizję rozwoju mobilnego rynku docierało do mnie. Poza tym pierwsze iPhone’y miały jakąś magię, każdy chciał je posiadać, wywoływały zazdrość wśród posiadaczy popularnej jeszcze wówczas Nokii. To właśnie wtedy, w 2007 roku praktycznie w całości przerzuciłem się na produkty Apple i systemy operacyjne Mac OS i iOS.
– Wyobrażasz sobie powrót do Windowsa?
– Absolutnie nie. Szczególnie, że mam porównanie. Mój starszy syn dostaje ze swojej szkoły jakieś zadania domowe, które są pisane w Windowsie, więc siłą rzeczy muszę posiadać w domu minimum jeden komputer z tym systemem operacyjnym. W naszym wypadku jest to Windows 10 i kiedy pomagam synowi w pracach domowych to trochę z niego korzystam. Skłamałbym, gdybym pracę na nim nazwał drogą przez mękę, ale nie jest to przyjemność. Wiele rzeczy jest nielogicznych, utrudnionych, albo ich w ogóle nie ma. Nie, Windows i Dominik Łada nie są ze sobą kompatybilne.
– A do Androida?
– Tu sprawa jest bardziej skomplikowana. Oczywiście moim głównym smartfonem jest iPhone, zazwyczaj najnowszy model, ale przede wszystkim ze względów zawodowych muszę korzystać równolegle ze smartfonów z Androidem. W iMagazine 90% tematyki poświęcona jest Apple i produktom skierowanym dla tego ekosystemu, ale na flagowce innych producentów też znajdzie się miejsce. Drugim powodem są mobilne płatności.
Chciałbym korzystać z Apple Pay, ale dopóki nie pojawi się w Polsce nie mam takiej możliwości, więc używam Android Pay. Jednak smartfony z Androidem to dla mnie urządzenia rotacyjne, testowe. Ale dzięki temu mogę pokusić się o porównanie obu systemów i powiedzieć dlaczego – moim zdaniem – iOS jest lepszy od Androida.
– Po raz kolejny zamieniam się w słuch.
– Zacznijmy od tego dlaczego iOS. Otóż, jak już wspominałem, jestem estetą i w dodatku jestem pedantyczny. W iOS wszystko jest logiczne, coś wynika z czegoś, jest łatwe w obsłudze i każda następna wersja nie jest tylko kontynuacją poprzedniej, ale jest ulepszana, ma dodatkowe możliwości. Ponadto wszystkie aplikacje są dopasowane pod ten system operacyjny, widać pewną całość, spójność.
Tego nie ma w Androidzie. Sam system „goły” operacyjny jest, no nie bójmy się tego powiedzieć, ubogi. Jego siła tkwi w nakładkach producentów smartfonów, a czasem i operatorów, stąd Android Androidowi nierówny, choć niby to ta sama wersja. Z aplikacjami jest jeszcze gorzej. Moim zdaniem nie są robione pod ten system operacyjny, a tak, jak to się podoba developerom. W efekcie mamy misz masz, który może się komuś podobać, ale mi nie.
– A gdybyś się pokusił o wskazanie producenta smartfonów z Androidem, który jakoś Ci przypadł do gustu, to znalazłaby się taka firma?
– Zapewne byłoby to Xiaomi. Po pierwsze „to, co chińskie” dawno przestało być synonimem badziewia, plastiku i tanizny, którą przy pierwszej awarii wyrzuca się i kupuje nową, a nie naprawia. To są naprawdę dobre smartfony, zarówno pod względem jakości wykonania, parametrów technicznych, jak i designu, przy jednoczesnym zachowaniu dostępnych na każdą kieszeń cen, no może poza niektórymi flagowcami.
Chińczycy zaczęli czerpać z dobrych wzorów i dlatego tak szybko zdobywają rynek europejski – nie narzucają swoich rozwiązań, a korzystają z tych, które są popularne w Europie. A czemu akurat Xiaomi? Interfejs MIUI na Androida bardzo mi się podoba, przypomina mi iOS. Może zresztą właśnie dlatego mi się podoba.
– A wracając do Apple. Korzystasz z aplikacji typu Smart Home?
– Nie wszystkich, ale nie dlatego, że jestem ich przeciwnikiem. Zapewne gdybym mieszkał w domu jednorodzinnym używałbym wszystkiego co ma wsparcie dla HomeKit. Ale nie mieszkam w domu, a mieszkaniu. W dodatku w nowym budownictwie, więc nie mam gazu, nie mam pieca, zatem różnego rodzaju czujniki, które by informowały np. o ulatnianiu się gazu nie są mi potrzebne.
Nie mam także alarmu, więc i kamerki też nie są mi potrzebne. Tak naprawdę z poziomu iPhone’a zarządzam w tej chwili tylko oświetleniem. Ale jeśli kiedyś zdarzy mi się mieszkać w domu jednorodzinnym na pewno się to zmieni.
– Dziękuję za rozmowę
BIO
Dominik Łada - MacUser od 2001 roku, fanatyk sprzętu z nadgryzionym jabłkiem, poza tym ma świra na punkcie fotografii, dobrej kuchni, swojej żony oraz synów - Franka i Leona. Założyciel i wydawca iMagazine.